Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słyszeć. Ho! ho! — I popędziła w górę, skacząc przez korzenie i kamienie a Karol rzekł:
— Zobaczy pani, pani ustanie nam pierwsza. Tak jak wczoraj było tu właśnie z jedną panną, którą ratowaliśmy na Skupniowym Upłazie.
— Co? jak? — pytała z ciekawością Lusia — proszę opowiedzieć, ja okropnie lubię wszelkie opowieści, szczególnie o przygodach.
Przechodziliśmy właśnie obok wądołu czy jaru głębokiego na kilka metrów tuż przy drodze.
— Tu także była wczoraj zabawna przygoda — rzekłem, wskazując na jar.
— Jaka? jaka? — wołały wszystkie panny.
— Opowiem wszystko na pierwszym dłuższym odpoczynku, gdyż teraz idziemy za prędko i tchu braknie. Panno Cesiu — cukierka!
Cesia miała wydział cukierkowy, rozdała więc wszystkim po parę pysznych owocowych cukierków. Na wycieczkach górskich cukierki te z owocową marmoladą lub ze sokiem wewnątrz są nieocenione.
— Panie Tadeuszu! wody! — wołała Lusia. Ja miałem wydział wodny i sokowy, to jest: w jednej manierce wodę a w drugiej sok wiśniowy, którego dolewało się do wody. Panna Lusia miała wydział czekoladowy i daktylowy.
Nad nami szumiał w porannym wietrze wspaniały las smrekowy, z dołu dolatywał szum Bystrej. Wyszliśmy na trzecią serpentynę, las się