Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To była jedyna przydatność pana Michała w Wysokich Progach. Umiał dużo, uchodził nawet w niepobłażliwych dlań oczach żony za „oczytanego“, a w okolicy za „encyklopedję spraw niepotrzebnych“. O tych właśnie niepotrzebnych sprawach lubił rozmawiać i ilekroć znalazł chętnych słuchaczy, przesiadywał na dole czasem i po kilka godzin.
Wśród sąsiadów, a zwłaszcza wśród gości z Warszawy, których nigdy w Wysokich Progach nie brakowało, zdarzali się i ludzie znający się na archeologji, czy filozofji, na historji lub zagadnieniach socjalnych. Ci, dostawszy się w ręce pana Michała, byli „dosłownie przepiłowani“, jak to określała pani Aldona.
Pomimo to lubiła obecność męża w salonie: był dekoracyjny. Wysoki, szczupły, ładnie osiwiały, wykwintny w obejściu, a nawet ubrany staromodnie, lecz czysto i dobrze, sprawiał dodatnie wrażenie. Na codzień, u siebie, siedział w swoim odwiecznym szlafroku z miękkiej łosiowej skóry, do stołu jednak ubierał się starannie.
Jedynym też czystym kątem w jego apartamencie była łazienka, dokąd już Leon miał nieskrępowany dostęp i gdzie codziennie golił swego pana. Podczas tego obrzędu, jak i podczas ubierania się, stary służący wysłuchiwał całych wykładów. Gdyby też miał nieco lepszą pamięć, od biedy mógłby objąć już katedrę historji, na jakimś pomniejszym uniwersytecie. Znał expedite dzieje rewolucji francuskiej, genealogję Burbonów, Bonapartych, czy Habsburgów, wiedział, jakie suknie nosiła Józefina, kogo przyjmował u siebie Danton, czem żywił się Robespierre, co się działo w Termidorze i jakich sztuczek używał Fouché.
Pan Michał Runicki, zdawało się, potrzebował tych rozmów dla uporządkowania własnych myśli. Dzieło