Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gra?... Niepodobieństwo. Nawet pójść do kogoś, choćby do dyrektora Stęposza na utrzymanie, teraz, kiedy spodziewa się dziecka... Wprawdzie Ksawery musiałby jej płacić alimenty, ale popierwsze — nie chciałaby od niego przyjąć ani grosza, a podrugie wiedziała dobrze, że z chwilą, gdy jej w Wysokich Progach nie stanie, nie tak łatwo tu będzie o pieniądze. Wszystko znowu pójdzie postaremu: marnotrawstwo, nieporządek... Cała praca, cała ogromna praca, którą włożyła, poszłaby na nic. Nic by po niej tu nie zostało. Nawet życzliwego wspomnienia. Zaliczonoby ją do długiej litanji awanturek Ksawerego i wieszanoby na niej psy. Nikt, absolutnie nikt nie stanąłby w jej obronie. Dla nich wszystkich była przecież obca. Ani obejrzą się za nią. Zawsze przyznają rację Ksaweremu. Powiedzą, że wziął sobie za żonę lafiryndę i dzięki Bogu, że uciekła. A tamci, w domu, ojciec i krewni, nawet Biesiadowski — też dobrego słowa dla niej nie znajdą...
— Więc co robić?!...
Pomysł udawania, że nic nie wiedziała, wydał się jej teraz jeszcze bardziej dziecinny.
Tymczasem głosy zbliżały się. Można już było rozróżnić poszczególne słowa.
Magda zacięła usta:
— Zrzec się wszystkiego?... Nie! O, nie!
Przedewszystkiem musi myśleć o dziecku, które ma przyjść na świat. Ono będzie miało największe prawa, a przez to i na matkę spływa prawo, nawet obowiązek wytrwania. Mniejsza o Ksawerego. Czuła dlań teraz tylko wzgardę. Z dawnych uczuć nie pozostało nic, ale czyż uczucia potrzebne są do życia?... Panią Aldonę łączy z mężem tylko wspólny dach. A pomimo to jest