Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ja później narażony jestem na wysłuchiwanie w domu mego stryja podobnych rzeczy o mojej żonie.
— Więc poco ożeniłeś się ze mną?!... Nikt cię do tego nie zmuszał. Przeciwnie. Pozwolę sobie przypomnieć, że to ja zrywałam z tobą i to nie raz. Czemuś nie skorzystał z wygodnej okazji?
— Magduś, przecie ja cię kocham! — zawołał z największem oburzeniem.
— I dlatego mnie obrażasz?... Tak?... A potem, jeżeli teatr jest tak zdemoralizowany, że romans jest chlebem powszednim, to jakże jest, mój drogi, z tobą? W domu twego stryja podobnych rzeczy i ja wysłuchałam swoją porcję.
— Jakto?
— Astra przyznała się mi, żeście nie ograniczyli się do kuzynowskich uczuć!...
— Astra jest histeryczką. To warjatka.
— Więc miałeś romans z warjatką. Ale sądzę, że nie byłeś zupełnie w porządku, narażając swoją żonę na podobne zwierzenia dawnej swojej kochanki. Tembardziej, że nie żałowała dość... krytycznej opinji o tobie.
Ksawery zaciekawił się:
— Cóż ta rozwydrzona gęś mogła mówić?
— Powiedziała, że jesteś snobem.
— Nie widzę w tem nic dyskwalifikującego — wzruszył ramionami — Po Astrze mogłem się spodziewać czegoś więcej.
— Nie obawiaj się, było i więcej.
— Więcej nasza noga w Zalotach nie postanie — uniósł się — Wogóle wizyty to prawdziwa męczarnia.
— Największą męczarnią jest nie wiedzieć, czego się chce i nie mieć odwagi przyjąć na siebie odpowiedzialności za to, co się zrobiło.