Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzył mu ani na chwilę, ani przez jeden moment. Nie wiedział i nie domyślał się, jakimi pobudkami kierowała się Kate, gdy go wysyłała.
Początkowo przyszło mu na myśl, że wróciwszy do domu Kate oświadczyła mężowi prawdę. Powiedziała, że kocha innego, i że żąda rozwodu. Możliwe było, że właśnie pod presją Goga ustąpiła i pod jego dyktando napisała ten list.
Z drugiej jednak strony, nie mógł przypuścić, by Kate zwykłymi sposobami, zaklęciami, czy groźbami dała komukolwiek wymusić na sobie takie zaparcie się samej siebie.
Bo kłamała pisząc, że znajdowała się wieczorem pod wpływem chwilowego nastroju. Kate nie należała do typu istot poddających się nastrojom i Roger dobrze o tym wiedział.
— Dlaczego tedy skłamała?
Najfantastyczniejsze przypuszczenia przebiegały mu przez głowę.
W końcu doszedł do wniosku, że musiało się coś stać niezwykłego, lub też, że Gogo szantażuje ją jakąś jemu tylko znaną tajemnicą.
W każdym razie Roger bynajmniej nie myślał o zastosowaniu się do żądania Kate. Musiał ją widzieć, musiał rozmówić się z nią i nie wątpił, że zdoła ją przekonać.
Około południa zatelefonował. W słuchawce odezwał się głos Maryni.
— Tu mówi Tyniecki — powiedział — czy mogę prosić panią?
— Zaraz zobaczę, proszę pana.
Po chwili wróciła do aparatu, by oświadczyć:
— Pani kazała powiedzieć, że czuje się niezdrowa i leży w łóżku.
— Czy broń Boże coś poważnego? — zaniepokoił się.
— Nie, chyba nie. Rano pani nawet wstała. Ale tak jakoś blado wygląda i zmęczona.
— Niech Marynia zapyta panią, czy pozwoli się odwiedzić i o której — zdecydował się Roger.
— Pani dziękuje. — zakomunikawała służąca po chwili. —