Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Boże, Boże... — jęczał — jakże mogłem ciebie nie poznać, jakże mogłem...
Alicja oparła głowę na dłoni i powtarzała:
— To ty... to ty...
W jej głowie kłębiły się myśli pełne niepokoju... Więc jakieś niepojęte fatum... Dzika fantazja losu, kaprys, czy świadomą ręką kierowana siła...
— Nienawidzisz mnie — przybitym głosem powiedział Drucki.
— Kocham ciebie.
— Musisz mnie nienawidzieć... Byłem plamą na twojej młodości.
— Mylisz się... Byłeś przekleństwem całego mego życia. Złamałeś je... Byłeś autorem tragedji nietylko o mojej... O, straszną, straszną krzywdę mi zrobiłeś... Nie możesz wiedzieć, jak wielką krzywdę...
Przygryzł wargi i wstał:
— Mogę ci zapłacić za to tylko mizerną ceną. Zabij mnie.
Wyjął z kieszeni rewolwer i wyciągnął rękę.
Wzięła broń i ważyła w ręku.
— Zabiję ciebie — powiedziała poważnie — zabiję, gdy... przestaniesz... być moim...
— Więc... ty naprawdę mnie kochasz?.. naprawdę pomimo tamto?
Przygarnął ją do siebie.
Oparła głowę na piersi Druckiego. Oboje w tym uścisku szukali obrony przed lękiem, jaki w nich zadygotał na widok tajemniczej maski przeznaczenia. Oboje spotkawszy się na niezrozumiałym zygzaku ponownego skrzyżowania dróg swego życia, uczuli wokół przepaść, karkołomną przepaść niepojętego, przed którem jedyną ostoją i jedyną nadzieją ratunku dla każdego z nich dwojga było to drugie. A przecież wiedzieli, że są dla siebie groźbą i niedającem się wydrzeć z piersi memento klęski, że związała ich pętla tragicznej fantazji losu, jak dwóch śmiertelnych wrogów, skutych łańcuchem na złowieszczej