Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie przypuszczałam ciociu, że możesz wydawać o ludziach tak powierzchowne sądy.
I zaraz dodała:
— Muszę się już ubierać.
Panna Agata bez słowa pocałowała ją w czoło i wyszła z pokoju.
I Justyn zresztą dostrzegł w sposobie traktowania go przez starą pannę ów ton bacznej, a niepobłażliwej obserwacji. Przyjęła go dość nasrożona, a każdej jej zwrócenie się doń było jakby pytaniem egzaminatora.
— Panna Agata nie darzy mnie łaskawością — powiedział Monice.
— O nie, myli się pan… To jest najlepsza istota… Ma tylko taki sposób bycia.
— Możliwe — wymijająco zakończył Justyn.
Na szczęście rzadko widywał pannę Agatę, która w niczym nie zmieniła swego trybu życia i od świtu do późnego wieczora zajmowała się gospodarstwem, rzadko wpadając do dworu. Jej nakrycie przy stole przeważnie stało puste, bo i jadała często na folwarku.
Justyn z konieczności czas spędzał niemal wyłącznie z Moniką. Nie ciężyło mu to zresztą bynajmniej. Nigdy nie brakło im tematów do omówienia. Często, kładąc się spać, przypominał sobie jeszcze mnóstwo rzeczy, o których miał jej powiedzieć.
Wbrew pesymistycznym warszawskim przewidywaniom wspomnienia pani Dolly nie tylko nie przerywały mu snu, lecz stopniowo z biegiem czasu mijały nieraz całe dni i ani razu myślą nie wracał do nich. Główną tego przyczyną, jak sądził, była kojąca nerwy wiejska cisza, odpoczynek no i wiosna, wspaniała, jasna, bujna, z godziny na godzinę pęczniejąca żywymi sokami, rozśpiewana, pachnąca rozoraną glebą.
Budził się bardzo wcześnie wypoczęty i spragniony zaczynającego się dnia. Nie zdarzyło się, by zbiegając do jadalni nie zastał tam już Moniki. Jedli śniadanie razem i razem czym prędzej wybiegali z domu.
O kwadrans dobrego marszu od Kopanki zaczynały się wzgórza, porosłe gęstym lasem. W tamtą stronę chodzili naj-