Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
416

Harvey usiadł przy maleńkim potoczku i otworzywszy torbę, jaką sobie zarzucił na plecy zamiast toboła, zaprosił towarzysza, by zabrał się z nim do skromnego posiłku.
Henryk dotrzymywał kroku kramarzowi, podniecany wewnętrznym niepokojem, tak łatwo zrozumiałym w jego położeniu. Mając wciąż na myśli możliwość pościgu, byłby szedł i szedł bez przerwy, by wyprzedzić jazdę, mogącą zagrodzić im ucieczkę przez grunt neutralny. Podzielił się więc tą obawą z towarzyszem, nalegając, by poniechali odpoczynku i posiłku.
— Pójdź pan za moim przykładem, kapitanie Whartonie — rzekł kramarz, zabierając się do jedzenia. — Jeżeli jazda już wyruszyła, to wszelkie nasze usiłowania wyprzedzenia jej na nic się nie zdadzą; a jeżeli nie, to już się tam dla nich szykuje robota, która im wszelką myśl o panu i o mnie wypędzi z głowy.
— Ale sam mówiłeś, że dwie godziny zwłoki są dla nas nadzwyczaj ważne; a jeżeli tu marudzić będziemy, to na cóż się nam przyda to, cośmy już zyskali na czasie?
— Ten czas już minął, i major Dunwoodie ani myśli ścigać dwóch ludzi, gdy setki czekają na niego nad brzegiem rzeki.
— Słuchaj! — przerwał Henryk — otóż i dragoni. Przejeżdżają w tej chwili u stóp wzgórza. Słyszę nawet, jak się śmieją i rozmawiają. Cyt! To głos samego Dunwoodie’go. Mówi coś do kolegi w sposób zgoła wesoły. Zdawałoby się, że położenie przyjaciela powinnoby go trochę zmartwić. Chyba Fanny nie zdążyła oddać mu kartki.
Na dźwięk pierwszych słów kapitana Birch powstał i zbliżywszy się na krawędź wzgórza, tak aby go znikąd dostrzec nie było można, pilnie rozpatrywał oddział przejeżdżających dragonów. Słuchał, dopóki szybki tętent ich wierzchowców nie ucichł w oddali,