Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
118

— Zaszła widocznie pomyłka — rzekł Wellmere wyniośle — major Dunwoodie miał mi przysłać chirurga, a nie jakąś starą babę.
— To doktor Sitgreaves — rzekł prędko Henryk Wharton, z trudem wstrzymując się od śmiechu. — Nadmiar zajęć dzisiaj nie pozwolił mu pomyśleć o staranniejszym ubiorze.
— Przepraszam pana — rzekł Wellmere bardzo niechętnie, zdejmując mundur i ukazując to, co nazywał raną.
— Jeżeli — rzekł doktor sucho — dyplom edynburski, praktyka po londyńskich szpitalach, setki poamputowanych członków, czyste sumienie i nominacja kongresu lądowego mogą z człowieka uczynić chirurga, to ja nim jestem.
— Przepraszam pana — powtórzył pułkownik sucho. — Kapitan Wharton już wytłumaczył moją pomyłkę.
— Za co dziękuję kapitanowi Whartonowi — rzekł chirurg chłodno, rozkładając swoje narzędzia ze ścisłością, od której ciarki przeszły po pułkowniku. — Gdzie pan jesteś ranny? Co? To zadraśnięcie na ramieniu? Skąd pochodzi ta rana?
— Od cięcia pałaszem zbuntowanego dragona — rzekł pułkownik z przesadą.
— Niepodobna. Nawet łagodny Jerzy Singleton nie byłby drasnął pana tak niewinnie.
Przy tych słowach doktor wyjął z kieszeni kawałek plasterka i przykleił go na uszkodzonem miejscu.
— Tak — dodał — to w zupełności wystarczy dla pańskich celów i zapewne jest wszystkiem, czem mogę panu służyć.
— Jakież to mają być te moje cele, jeżeli łaska?
— Podać się za rannego w raporcie — odpowiedział doktor spokojnie. — I możesz pan dodać, że stara baba opatrzyła pańskie rany, bo w istocie dałaby sobie z niemi radę doskonale.