Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
100

— Podziurawimy im skóry jak rzeszoto — odparł tamten, wskakując na siodło.
Prawda objawiła się wkrótce; angielska kolumna bowiem, przemaszerowawszy niewielką przestrzeń, rozwinęła się ze sprawnością, która byłaby przyniosła jej zaszczyt na paradzie w Hyde Parku.
— Na koń! na koń! — zawołał Dunwoodie, a rozkaz ten powtórzył Lawton głosem, który zadźwięczał w uszach Cezara stojącego w otwartem oknie domu. Murzyn cofnął się przerażony, stracił już bowiem zaufanie w tchórzliwość kapitana Lawtona; dotąd widział go w duszy wypadającego z zasadzki z szablą nad głową.
Gdy Anglicy postępowali tak zwolna i w doskonałym ordynku, ukryci w lesie przewodnicy otworzyli morderczy ogień, rażąc dotkliwie tę część piechoty, która znajdowała się najbliżej lasu. Wellmere idąc za radą jednego z przybocznych weteranów rozkazał dwom kompanjom, by wypłoszyły Amerykanów z ich kryjówki. Ruch ten spowodował lekki zamęt, z czego korzystając Dunwoodie przypuścił atak. Trudno wyobrazić sobie dla szarży kawalerji odpowiedniejszy grunt nad tę równinę; atak Amerykanów był straszny. Dunwoodie skierował go głównie ku brzegowi naprzeciw lasu, by osłonić jazdę od ognia ukrytej w zaroślach ich piechoty, i to mu się w zupełności powiodło. Gwałtowny impet przeciwników zrzucił z konia pułkownika Wellmere’a, znajdującego się po lewicy frontu. Dunwoodie nadbiegł w porę, by ocalić go od cięcia jednego ze swych ludzi, podniósł go z ziemi, kazał go wsadzić na siodło i powierzył opiece swego ordynansa. Oficer, który doradził atak na przewodników, miał sobie powierzone wykonanie go, lecz sama groźba wystarczyła. Ludzie ci zresztą spełnili swą powinność i cofnęli się w głąb lasu z zamiarem powrócenia do swoich koni, które pozostały, strzeżone pilnie w górnej części doliny.