Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła. Mówił mało, zajęty obserwowaniem pani domu i jej otoczenia. W połowie wieczerzy weszła służąca z listem do Przysłuckiego. Doktór zdziwił się.
— I tu mnie znaleźli! Ciekaw jestem bardzo, od kogo.
Rozdarł kopertę i szybko przeczytał pismo.
— Muszę natychmiast jechać — rzekł, powstając od stołu. — To od Będzińskiego. Jestem mu w tej chwili niezbędnie potrzebny. Panie Janku, wyruszamy! Szanowna pani wybaczy, że tak w połowie kolacji...
Gniewosz niechętnie odsunął już krzesło. Inżynierowa położyła mu łagodnie lecz stanowczo rękę na ramieniu.
— Za pozwoleniem, panie doktorze. Pana Gniewosza zatrzymam jeszcze przez chwilę. Obowiązkiem przynajmniej jednego z panów jest dotrzymać mi towarzystwa do końca. Zresztą pan Janek wygląda mi jeszcze jakiś blady i musi jeszcze trochę wypocząć. Odstawię go sama panom na miejsce.
Po krótkiem wahaniu lekarz ustąpił i odjechał sam. Gdy śląska wróciła z przedpokoju do jadalni, zastała Gniewosza przed