Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spróbuję, chociaż wątpię, czy mi się uda zasnąć w tych warunkach.
Złożyła w dwoje swą świtkę, umieściła na pęku chróstu niby poduszkę i położyła się na jego kurtce twarzą ku ogniowi.
Proszę usiąść tu przy mnie — poprosiła. — Będę czuła się bezpieczniejsza i może prędzej zasnę.
Spełnił życzenie i przytoczywszy pień do posłania, usiadł, ujmując jej rękę w swe dłonie.
— Tak dobrze — powiedziała i przysłoniła oczy ociężałemi od senności powiekami. — Straszne ze mnie jeszcze dziecko i bojahuz, nieprawdaż?
— Jest pani słodką, prześliczną kobietą — odpowiedział, pieszcząc bezwładną jej rękę.
— Co? Komplementy? Proszę się nie zapominać — broniła się resztkami osłabionej przez zmęczenie i emocje woli. Cofnęła rękę i wsparłszy głowę na łokciu, spojrzała w stronę drzwi.
— Chciałem tylko panią uspokoić — usprawiedliwiał się. — Czy wolno mi zapalić papierosa?
— Ależ proszę bardzo.
Gdy wyciągnął papierośnicę i pocierał za-