Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swych dzierżaw na południe od zębatych grzbietów cordillery i lizali się z zadanych im ran. Porozstawiane po siodłach górskich pikiety i patrole donosiły zgodnie, że ani jeden z nich nie odważył się zapuścić w wąwozy i przesmyki. Wysłany na zwiady tydzień temu chytry i giętki jak wąż, Pomare, dotarł aż do głównej kwatery wroga, a nawet wśliznął się nocą do namiotu, w którym Marankagua więził kapłankę. Od niej dowiedział się, że Tarmakore wyleczył się wprawdzie z rany, lecz ani myśli o walce zaczepnej. Wogóle wśród Czarnych miało panować powszechne przygnębienie i obawa przed najazdem. Otoczyli osadę główną obronnym szańcem i rozstawili gęste straże, Na przedpolu obozu snują się niezliczone patrole i podjazdy.
Rumi wychudła i wynędzniała, lecz duch jej nieugięty i nie traci nadzieji, że wkrótce przyjdzie odsiecz. Za pośrednictwem Pomarego przesyłała Huanace pokłon, a królowi pismo w zwoju z tappy-papierotki, w którem podobno podawała ważne szczegóły dotyczące siły i rozmieszczenia wojsk Czarnych.
Czandaura wysłuchał uważnie relacji, odebrał pismo i zwołał radę wojenną. Postanowiono, że Izana i Ksingu pozostaną na miejscu i pilnować będą dalej przełęczy,