Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wola Waszej Królewskiej Mości jest dla mnie rozkazem.
I uścisnął rękę Czandaury.
Król w asyście świty, radnych i kapłanów ruszył ku świątyni Pele, by tu z rąk arcykapłana przyjąć insignia władzy i błogosławieństwo.
Chram bogini miał kształt rotundy przykrytej płaskim dachem, z którego środka strzelał ku niebu ścięty stożek wieży naśladującej krater. Strop świątyni wspierał się na czterdziestu kolumnach, rozstawionych kolisto podwójnym rzędem. Jeden z nich opasywał przybytek bóstwa po stronie zewnętrznej i wraz ze stropem tworzył rodzaj przedsionka, drugi rząd kolumn obiegał dokoła wnętrze. Obie kolumnady rozdzielało przepierzenie z jaspisu tworzące ścianę świątyni. W środku, w okrągłem zagłębieniu wyłożonem kostkami bazaltu płonął wieczysty ogień podsycany ręką kapłanki i strażniczki. Na ścianach widniały rzeźbione i malowane wizerunki bogów i marmurowe tablice zapełnione pismem obrazkowem. W powietrzu unosiła się woń ziół i kadzideł.
Gdy orszak Czandaury wkroczył do gontyny, obie kapłanki zniknęły za zasłoną rozgradzającą wnętrze na dwie połowy. Huanako wrzucił do dymiącej obok ogniska urny