Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by niewidzialne moce umyślnie spowodowały rozbicie statku w pobliżu wyspy.
— Jesteś przesądny, mój kochany.
— O nie! Miałem dotychczas aż nadto dowodów, że życiem mojem kierują zaświatowe jaźnie.
Peterson spoważniał.
— Jeżeli tak jest istotnie, powinieneś okazać się mężczyzną i wydać im walkę na śmierć i życie.
Gniewosz powstał i wyprostował się. W oczach jego znużonych zatliła iskra obudzonej znów energji.
— I uczynię to — rzekł mocno. — Choćby dlatego, by pomścić śmierć Krystyny i Ludwiki.
— A ja ci w tem dopomogę, John! Tu moja łapa.
Inżynier ujął w obie dłonie tę męską, życzliwie wyciągniętą rękę.
— Dziękuję ci, Wil.
Kapitan uśmiechnął się.
— Tylko pomału, tylko metodycznie. Oto mój plan. Zdobędziemy pełne ich zaufanie, zyskamy wpływy, które ułatwią nam życie i sytuację, a przy pierwszej nadarzającej się sposobności wyfruniemy stąd, aż się za nami zakurzy. Cóż ty na to, John?