Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ze wzmianek w dziennikach i sprawozdań Towarzystwa Psychjatrycznego, które od czasu do czasu przeglądała. Jego właściwości medjumiczne widocznie ją żywo zainteresowały i prosiła o szczegółowe przedstawienie sobie ich ewolucji. Gniewosz czynił to niechętnie i nie ukrywał przed nią wcale, że zwalcza w sobie medjumizm, który uważa za swego największego wroga. Wobec tego przestała później nalegać i rozmowy ich przybrały charakter pogodniejszy. Pewnego razu z odcieniem wahania zapytała, czyby nie wziął jej z sobą na grób Krystyny. Propozycja wzruszyła go.
— Jaka pani dobra! — rzekł wdzięczny z głębi serca.
Gdy wracali z cmentarza, po drodze wstąpił do kwieciarni i kupił dla niej róże. Przyjęła z błyskiem radości w oczach. Potem nagle posmutniała. Dotknął łagodnie jej ręki.
— Nie potrzeba o tem myśleć. Przyjęła pani te kwiaty od przyjaciela. Ona tego nie weźmie za złe.
Pokraśniała i pochyliła głowę. Duża, cicha łza stoczyła się powoli po policzku.
— Na miły Bóg! — zawołał porywczo. — Nie mogę patrzeć na łzy pani, panno Ludwiko!