Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny, październikowy, rozjęczony skargami wiatru i osowiałego ptactwa.
Koło godziny piątej po południu, gdy już zmierzch zarzucał na ziemię czarne swe więcierze, objął Szatera służbę po asystencie. W 20 minut potem nadjechał osobowy z Rakszawy. Naczelnik wyszedł przed peron, zlustrował spokojnem spojrzeniem wozy, przeczekał odbiór poczty, i nie dając znaku do odjazdu, wrócił do biura stacyjnego.
Stąd przez szybę mógł śledzić wygodnie sytuację.
Wkrótce objawiło się wśród funkcjonarjuszy pewne zniecierpliwienie. Konduktorowie pozamykawszy drzwi