Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krwi. Zaciśnięte jej zęby, drobne, o połyskach perłowych ząbki rozwarły w chwili pocałunku i skurczem agonji zamknęły z powrotem. Szatera wyszarpnął usta z miłosnej uwięzi i wstrząsany dreszczami grozy wypuścił z rąk głowę kochanki. W oczach pociemniało mu, świat zawirował pod nogami i bez pamięci zwalił się na szyny. Gdy odzyskał przytomność, znoszono już zabitych i rannych...
W miesiąc po katastrofie obudziły się na stacji w Zakliczu posępne jej echa.
Zaczęło się od podejrzanych cieni na ścianie magazynów przy torze pierwszym. Szatera spostrzegł je po raz pierwszy 10 sierpnia w chwili przejazdu towarowego ze Zwijachla. Cienie rzucone wtedy przez przesuwające się mimo budynków wagony nie odpowiadały im wcale pod względem wymiarów i kształtów: to, co ujrzał na ścianie magazynów, wyglądało raczej na projekcję spiętrzonej dziko barykady, niż na cień wozów w zwykłej normalnej pozycji; zwykle symetryczne, prostokątne kontury wagonów załamały się w swem cienistem odbiciu w zwichrzoną, niespokojną linję, pełną uskoków, wyrw i przepuklin.