Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szony, bo wkrótce po puszczeniu w ponowny obieg ozdrowieńca kilku podróżnych odebrało sobie w nim życie wystrzałem z rewolweru. Takie eksperementa mszczą się łaskawa pani — dokończył kiwając smutno głową. — Radykalizm w takich razach niezdrowy.
Na chwilę zapadło milczenie.
— W parę miesięcy potem — podjął gawędę funkcyonarysz — rozeszły się po kraju alarmujące pogłoski o pojawieniu się t. zw. „wozu transformacyjnego“ — currus transformans, jak go przezwał jakiś filolog, podobno jedna z ofiar nowej plagi. Pewnego dnia zauważono dziwne zmiany w powierzchowności kilkunastu pasażerów, którzy odbywali podróż w tym samym fatalnym wozie. Oto rodzina i znajomi oczekujący na dworcu, nie mogli w żaden sposób przyznać się do witających ich serdecznie osobników, którzy wysiedli z pociągu. Pani sędzina K., młoda i powabna brunetka ze zgrozą odepchnęła od siebie ospałego jegomościa z potężną łysiną, który utrzymywał uparcie, że jest jej mężem. — Panna W. śliczna, 18 letnia blondynka dostała spazmów w objęciach siwiutkiego jak gołąb i podagrycznego staruszka, który zgłosił się do niej z bukietem azalii jako „narzeczony“. Natomiast podeszła już