Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
245

chciałem korzystać z pogłosek. Teraz, skoro pani to potwierdza...
Francuska przypatrzyła mu się bystro i po tej obserwacyi jeszcze bardziej sposępniała.
Milczeli obydwoje, idąc w stronę ogrodu. Piotr zauważył z wewnętrznym, grubijańskim śmiechem, że towarzyszka Tatjany nie traci po kobiecemu sposobności wyprobowania na nim mocy swych wdzięków. Wiedział jednak, że nie to było jedynym powodem tego rendez-vous. Spytał:
— Kiedyż można spodziewać się ślubu?
— Czy ja wiem... Logicznie rzeczy biorąc, powinienby być wkrótce...
— Ach, tak?
— No, oczywiście...
— Tak im pilno?
— Pilno, gdyż...
— Gdyż co?
— Gdyż Tania jest...
— Cóż takiego?
— Tania jest, — domyśla się pan...
— Nie domyślam się niczego...
— Ach, Boże! Ona jest, — no...
— Cóż?
— Ona jest, — ach, jakiż z pana człowiek!...
— Co takiego?
— Ona jest, — no, — przecie, — w ciąży.
Piotr uczuł w głowie huk, jak wówczas od cięcia w nią wielu szabel. Czarna chmura zasłoniła mu oczy.
— „Córeczka, nasza córeczka“... — zabrzmiał