Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Teraz jestem przykuta łańcuchem do boku ludzi napoły umarłych, przejętych jedyną ideą, jedynem pragnieniem wyniesienia swych osób i rodzin do najwyższych godności. To w ich języku nazywa się miłością kraju.

SUŁKOWSKI
— Pani! Wobec tego, co mówisz, gotów jestem uczynić wszystko... Tak!... Zwrócę się do generała Bonapartego! Wybiorę odpowiednią chwilę...

KSIĘŻNICZKA
— Jakże waćpanu jestem wdzięczna!

SUŁKOWSKI
— Nie mam nadziei, żeby moje wstawiennictwo uwieńczone zostało pożądanym skutkiem. Jestem jednym z sześćdziesięciu adjutantów naczelnego wodza, a nadto cudzoziemcem. Ale być może, że Bonaparte da się przekonać! Czy mógłbym otrzymać jakieś dokumenty, stwierdzające tytuł własności?

KSIĘŻNICZKA
— Papiery takie będą mogły być dostarczone. Obecnie nie mam ich ze sobą ze względu na bezpieczeństwo. Jestem tutaj pod przybranem nazwiskiem.

SUŁKOWSKI
— A jakie to jest nazwisko?