Strona:Stefan-Żeromski-Miedzymorze.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu soli swej wielkiej morskiej ojczyzny, i warczy kur, istna nietota wielkich oceanów, zwyrodniały dyabeł morski.
Zdala idzie podspodnia rzeka, niosąc oprócz mułów i piasków bezcenny dar ciężkiej soli.
Idzie dnem, wodną ciemnicą, powiększając swą szybkość w miarę wielkiej głębiny i zwalniając ją na snadziznach.

*

Rzeko w morzu, która zasób soli, z gorzkich i słonych okręgów oceanu przynosisz na pogranicze wód niemal rzecznych płytkiej puckiej laguny, gdzie pluskają się słodkowode ryby, — bądź pozdrowiona!
Czekają cię na piaskach helskiego wybrzeża stęstknione stopki dzieci, — chłopców i dziewczynek, — nadzieja plemienia, któremu zbójecka napaść sąsiadów przez tyle lat wydzierała nie tylko wolność, lecz zdrowie.
Chlustaj, o potężna, ostremi pianami w te małe golenie i piersi!
Wytracaj siedliska zarazy, a czystym wichrem, który nosisz, jako żywioł tworzący, napychaj tlenu w płuca wąskie i małe!
Gdybyż to mieć ręce na pół Polski długie!
Gdybyż to mieć siłę Wyrwidęba i wydzierać z jej lasów conajzdrowsze drzewa!
Gdyby pobudować tysiąc baraków wzdłuż piasecznic Helu, na gołem ostrzu jej miecza!
Gdybyż to wysypywać rok rocznie tysiąc ty-