Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jesiennym wietrze, do huku piorunu i ryku huraganu; od melancholijnego zwijania się mgły porannej do oceanu, stającego dęba przed skalistym brzegiem; od cichego westchnienia do wybuchu wulkanu, od słabych pobrzasków letniego poranku do krwawych łun, któremi się niebo pali w groźne jesienne wieczory; od gibkiego lotu czajki do drżenia ziemi pod kopytami rozhukanego tabunu dzikich koni; od cichego zlatywania płatków śnieżnych do ulewy, którą wzbierają opętane i wściekłe potoki górskie; od najprzytulniejszych stanów duszy do rozpętania najbrutalniejszych namiętności — wszystko to musi być częścią duszy artysty. l nie tylko to, ale i to wszystko, co stanowi elementarną siłę życia zbiorowego, co stanowi ducha narodowego, co wstrząsa milionami dusz i prowadzi je gdzieś w niezmierzone otchłanie czasu, ku ledwie przeczuwanym celom i nadziejom — to wszystko musi drgać w duszy artysty. Musi on być obecnym na wszystkich Golgotach, na których krzyżują proroków, na wszystkich wyłomach, na których walczą nowe idee ze staremi, we wszystkich bitwach myśli i oręża, wszędzie, gdzie się przejawia życie, ponieważ ono