Strona:Stanisław Witkiewicz-Matejko.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kontrastu żółtej i błękitnej barwy, ciepłych i zimnych tonów, jak mówią malarze, tonów, które latem, na silnych i ciemnych barwach rzeczy, dla oka niewprawnego są nie do odczucia, lecz które oko malarza powinno widzieć i do obrazu wprowadzić.
Ponieważ wszystkie wrażenia zmysłowe mają w świadomości współrzędne zjawiska psychiczne, więc i barwa, dająca tak olbrzymi splot wrażeń, dotyka nie tylko nerwu wzrokowego — dotyka też duszy. Jest to sfera wrażeń niezbadana, związki między wrażeniami barwnemi a pewnymi objawami psychicznymi nie są poznane, ale wrażenie, doznane od barw, każdy wrażliwy człowiek na sobie stwierdzi. Czerwony kolor działa nie tylko na byki w hiszpańskich cyrkach — działa też na człowieka.
Myśląc o Matejce i pisząc o nim, ciągle się ma to wrażenie człowieka, który, mając w sobie wszystkie pierwiastki ludzkiej istoty, wskutek wrogiego zbiegu okoliczności zbłąkał się w życiu i nie przejawił się w zupełności, pozostawiając po sobie dzieła potargane sprzecznościami wad i zalet, wad zresztą, które, pomimo całej swojej wielkości, nie są w stanie do szczętu przyćmić zalet, wydzierających się ku światu i świadczących, kim był ten człowiek i kimby jeszcze mógł być, gdyby się przejawił z całą potęgą swojej istoty. Tak też jest z kolorem Matejki.
Kiedy Matejko zaczął malować, jeszcze panowała legenda o złotym