Strona:Stanisław Brzozowski - Współczesna powieść polska.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziewaniej, po przez narzuconą sztucznie, patetyczną, fałszywie grzmiącą deklamacyę.
Talent Alfreda Konara więdnie w sposób mniej krzykliwy, a w gruncie rzeczy mniej szczery. Okruchy duszy, jakie się tu napotyka, są jakby zwiędły bukiet, niegdyś żywych kwiatów w mieszczańskim salonie, jak szczery a naiwny rysuneczek wśród nudnych oleodruków i poduszek »rokoko«, są jak kokieteteryjny uśmieszek ironii i melancholii ratujący resztę godności w spasłym żywocie mieszczańskim. Trudno zrozumieć, czy jest to jakiś szczątek ludzkości ginący w dobrobycie, czy też pewien rodzaj duchowego zbytku na jaki proza życiowa pozwolić sobie może: tak dalece się czuje bezpieczna. Przypomina ton ogólny powieści Konara, to liryzowanie wolnomyślno-sceptycznie rewolucyjne, do którego zdolnymi się stają najbardziej zrównoważeni, zabezpieczeni rentjerzy i filistrzy. Niewiadomo, czy śmiać się, czy litować, czy gardzić. Śmieszne są te łzy, ocierane grubymi, przyozdobionymi w pierścionki palcami, śmieszną jest łza, chwiejąca się na wąsach wraz ze szczątkiem niedojedzonego