Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowane, zatraciły porywczość i szybką gestykulację, właściwą włoskiemu plemieniu. Przy pomocy sługi, owego ślepo oddanego a zręcznego malajczyka, pokazał on gospodarzom sztuk parę, których go wyuczyli indyjscy bramini. Schowawszy się więc uprzednio za kotarę, pojawił się nagle siedząc w powietrzu z podgiętemi nogami i tylko opierał się zlekka na pionowo postawiony bambusowy drążek, co niemało zadziwiło Fabjusza a nawet przeraziło Walerję... „Czy nie czarownik to?“ pomyślała. Gdy zaś począł on przyzywać do się, grając cicho na flecie, oswojone węże, gdy z pod pstrokatego nakrycia, z koszyka jęły się ukazywać płaskie głowy z wyciągniętemi żądłami, Walerja zlękła się na dobre i prosiła Mucjusza, aby corychlej pochował te wstrętne gady. W czasie wieczerzy Mucjusz częstował swych przyjaciół winem z Syrakuz, z okrągłej butelki o długiej szyjce; wino niezwykle pachnące i gęste, złocistej barwy, nalane w kryształowe kubeczki, lśniło tajemniczo, i ze smaku nie przypominało europejskich trunków: było bardzo słodkie i pieprzne a wypite powolnemi łykami rozlewało we wszystkich członkach uczucie przyjemnego rozmarzenia. Mucjusz zmusił i Fabjusza i Walerję do wychylenia czarki i wypił sam. Nad jej czarką, pochyliwszy się nieco, coś szeptał, potrząsając palcami. Walerja zauważyła to, ze względu jednak, iż w całem zachowaniu Mucjusza było coś obcego i dziwacznego, pomyślała tylko: Może przyjął on w Indjach wiarę nową, a może tam u nich zwy-

55