Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Welski mało nie podskoczył na swem posłaniu, z trudem zachowując nadal spokój. W głowie błysnęła mu nagle myśl, aby udać, iż tylko co się obudził, wmięszać się do rozmowy i wyciągnąć od dziewczyny, co to mógł mówić Bilukiewicz o nim i o testamencie. Jednocześnie sądził, że nie ryzykuje wiele, bo w razie, jeśli on teraz się dowie o jakiej „wyprawie”, Den, posłyszawszy od niego tą wiadomość, rychło jej portafi zapobiec. Jęknął tedy, niby z bólu, przeciągnął się i ziewnął.
— Nie spisz! — zagadnął go Balas.
— Obudziłem się przed chwilą — skłamał, myśląc, iż chytrze bardzo kłamie — słyszałem, żeście rozmawiali o jakimś Bilukiewiczu?
— A słyszałeś? — powtórzył Wawrzon, z podejrzliwym błyskiem w oczach.
— Tak, znałem kasjera podobnego nazwiska i właśnie chciałem się zapytać...
— Nic dziwnego, że znał — zawołała dziewczynka porywczo — toć oni zdaje się wyrządali mu dużą krzywdę i go się boją.. Mają jakiś testament, schowany jest u Bilukiewicza w kasie, tej...
Ostre spojrzenie Balasa przerwało jej dalszy ciąg zdania. Spojrzał na nią tak groźnie, że zamilkła, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

Bo jeśli teraz skłamała, to nie na szkodę Warzona i nie mógł się on tego domyślić. Skłamała, iż testament złożony jest w kasie, aby tembardziej do wyprawy zachęcić Welskiego, sprytem kobiecym wyczuwając, iż to go z całej wyprawy naj-

146