Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nienia. — Tamara nie jest Kleopatrą! — pomyślał — a ja jestem głupcem! Iluż na moim miejscu, zgodziłoby się ślepo pójść za nią! Musi mnie kochać, skoro zabiera mnie ze sobą, a jeśli zaproponuje coś takiego, czego nie będę mógł wykonać, zawsze będzie czas się cofnąć!
Niestety nie pamiętał czy nie chciał pamiętać, ze w podobny sposób uspakajał swe sumienie w Wilnie i że kosztowało go to utratę posady złączoną z wykolejeniem. Nie pamiętał, a gdy powstał z miejsca, aby podążyć za Tamarą do sypialni, tylko zapytał:
— Dokąd pojedziemy?
— Do Paryża! — odparła. — A jeśli tam nie za stanę tego, o kim wspomniałam, to dalej... do Nizzy...
— Do Paryża — Nizzy...
— Tak! Dam ci pieniądze, musisz się zająć przy gotowaniami do wyjazdu. Ja przez ten czas zlikwidu ję mieszkanie i postaram się jaknajwięcej sprzedać rzeczy.
— Dobrze!
— Musimy wyjechać jaknajprędzej, bo Kuzunow... — tu urwała, a na jej twarzy odbił się pewien lęk, że dyrektor może pokrzyżować te zamiary.
Znikli w sypialni.
Tymczasem Kuzunow, powróciwszy do domu, ofuknął, chyba pierwszy raz w życiu lokaja, który uprzejmie zapytywał, czy mu czego nie trzeba, po czym, — zamknąwszy się w swoim gabinecie, długo nerwowymi krokami chodził po pokoju.
Wreszcie opadł na fotel.
A wówczas, nikt nie poznałby w tym, w przecią gu godziny postarzałym mężczyźnie, siedzącym nie ruchomo, z błędnym, utkwionym przed siebie wzrokiem, zazwyczaj sztywnego i opanowanego Kuzuno-