Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ląc, że gdyby nie napotkał Tamary, nie zaplątałby się w tę całą historię.
Ale, Tamara nie lubiła nigdy żałować długo tego, co się stało, lub daremnie rozpaczać. Skoro Ku zunow był stracony bezpowrotnie, należało wymyślić coś innego.
— Ha, trudno! — zwykła energia zabrzmiała w jej głosie. — Powiadasz, zostałeś przeze mnie na bru ku? Gdyby nie ja, leżałbyś pewnie na ziemi z kulą w głowie! Wszystko zepsuło się przez twoją nieostroż ność, bo gdybyś nie zawierał znajomości z tym idiotą, nie nastąpiłoby to, co się stało. Nie będę ci teraz rów nież robiła wymówek. Widocznie, los tak chciał... Ale, los ten również nas zbliżył i jesteśmy teraz złącze ni minionymi wypadkami i obecnym nieszczęściem. Czy chcesz iść dalej ze mną przez życie?..
Raptem, Marlicz, pod wpływem jej wzroku zapomniał o tym, co zaszło.
— Z tobą? — zawołał. Na koniec świata!
— Tak daleko nie pojedziemy! Wsiądziemy do taksówki i udamy się do mego mieszkania! Tam nara dzimy się, co dalej czynić. Mam pewien plan...

ROZDZIAŁ VI
CO DALEJ?

Rychło znaleźli się w małym, ale niezwykle wy kwintnie urządzonym apartamenciku Tamary, przy ulicy Hożej. Nie budząc służącej, wskazała Marliczowi, aby zaczekał na nią w saloniku, a sama udała się do sypialni.
Kiedy stamtąd wyszła po chwili, zdążyła się już przebrać, gdyż miast wieczorowej sukni, przyobleka ła ją czerwona, jedwabna piżama, czyniąc jej sylwet kę jeszcze więcej wężową i jeszcze więcej kuszącą.