Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ I.
Wytworny młody człowiek, w domu obłąkanych.

Potoki zachodzącego, majowego słońca, złociły drzewa i trawniki ogrodu. Park był duży, otoczony wysokim murem i sprawiał wraz ze znajdującemi się w nim budowlami wrażenie więzienia. Znajdował się wpobliżu małej stacyjki, w podmiejskich okolicach Warszawy, umyślnie zdala od innych siedzib ludzkich, aby jego mieszkańcy mieli jaknajmniej zetknięcia z zewnętrznym światem.
A przy bramie, wiodącej do parku, widniała duża tablica z napisem: „Zakład dla nerwowo chorych, Dr. W. Trettera“, dalej zaś: „Obcym wstęp surowo wzbroniony.
Śród drzew, z poza których przebijały czerwone gmachy samego zakładu, stały dwie młode dziewczyny, w białych fartuchach pielęgniarek, obserwując chorych.
Tuż przed niemi, tam i z powrotem chodził po ścieżce starszy, niskiego wzrostu mężczyzna, łysy, źle ogolony i wymachując gwałtownie rękami, wciąż gadał do siebie. Dalej nieco, kręciła się w średnim wieku kobieta, uróżowana, w dużym, niemodnym kapeluszu, z niemodną, wypłowiałą torbą w dłoni i czyniąc przeróżne miny, przemawiała do otaczających ją sosen, niby do nadskakujących jej adoratorów. Inna natomiast, stała nieruchomo pośrodku