Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kończył właśnie te słowa, kiedy ujrzałem dwóch ludzi, śpiesznie idących od strony hamerni. Ujrzawszy nas, podwoili kroku. Kiedy nadeszli z uśmiechem powitał ich chory; byli to domownicy gospodarza, w którego domu Nikorowicz przesiadywał. Nie znalazłszy go w łóżku, zgadli od razu gdzie go szukać. Chory chciał iść, ale sił mu nie starczyło na tyle; trzeba go było nieść aż do mieszkania. Pomogłem służącym. W domu jeszcze spano. Złożyliśmy chorego w łóżku. Poczem go pożegnałem z obietnicą i postanowieniem jak najprędszego zobaczenia się.




V.
SŁOWO POGRZEBOWE.

Prace moje, że tak powiem apostolskie, jakkolwiek nieudolne, że jednak prowadziłem je według pewnego planu, a przez to zależałem już od nich, nie pozwoliły mi bawić dłużej w Zakopanem, i tego dnia jeszcze zaprowadziły mnie o mil kilka, w okolicę z drugiej strony Nowego-Targu leżącą. Przez to oddalenie, przez pilne zajęcie się innym przedmiotem, nie miałem ani czasu ani spo-