Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rze kto byłem. To wyznanie wielce go uradowało; ale nie miał siły zdobyć się na wyrazy odpowiednie uczuciu; podał mi tylko rękę, ścisnął mię słabo, i prosił przedewszystkiem aby mu pomódz zmienić miejsce, gdzieby mógł wygodniej odpocząć, zaczem nabierze siły potrzebnej do powrotu. Nogi jednak nie służyły. Wziąłem go znowu na ręce jak dziecię, przeniosłem na suchsze miejsce, rozesłałem góralską moją guńkę i położyłem go na niej
Gorączka odchodziła widocznie, ale osłabienie powiększało się, a z niem cierpienia. Wtedy dopiero miałem widok dziwny, cudowny. Dusza wrócona do zwyczajnego stanu, odzyskała uczucie wszystkich cierpień, i zarazem całą męską energję. Osłabienie, boleści mocniejsze od sił żywotnych, rozlały się po obliczu, ale nie mogły złamać wyrazu pewnej spokojności, pewnego poświęcenia się, w którem cała dusza na jaw występowała. Twarz ta wyglądała jak chmurka ozłocona blaskiem słońca; zdawała się w tej bladości śmiertelnej, w tej mgle najgłębszego smutku, promienieć wewnętrznym uśmiechem; widziałem świętą twarz męczennika. Wkrótce przejrzałem podobnąż duszę. Samo odkrycie mojego stanu, już nas połączyło wszystkiemi uczu-