Przejdź do zawartości

Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grzmot trąby, w muzykę męskiej energji. Naraz zawrzała całym pozornym nieładem walki wszystkich tonów, całą jego dzikością, zawsze pod kierunkiem gęślowego pierwiastku. Tak wrzała chwilę, wzmagała się, słabła, znowu się wzmagała silniej, silniej, aż podniosła dźwięk trąby nad wszystkie dźwięki, który jakby dał hasło do ozwania się wszystkich narzędzi jedną powszechną pieśnią tryumfalnej radości, a cała muzyka zlała się w uroczysty, pobożny akord organów.
Skończył nieznajomy, oddał mi skrzypce z tą samą spokojnością, którą przez cały czas zachował, podniósł się, przewiesił strzelbę przez plecy, wziął w rękę swoją wałaszkę, powiódł po słuchaczach pogodnem, uroczystem wejrzeniem, zwrócił się ku mnie, powiedział tylko do mnie: — bądź jutro rano przy źródle białego Dunajca — a innym: — Bóg z wami! — i odszedł.
Byłem w stanie duszy niepodobnym do opisania i pojęcia. Dopiero, straciwszy nieznajomego całkiem z oczu, przyszedłem cokolwiek do siebie. Żeby nie granie jego, które mi jeszcze brzmiało w uszach i sercu, i w całej tej nocnej ciszy brzmieć się zdawało, żeby nie widok juhasów koło mnie, równie jak ja osłupiałych z podziwienia,