mi temi z Mistrzem waszym? — pytała. — Bo widzę was w rozsypce po drogach i ścieżynach, jego atoli nie masz nigdzie.
Gdy tak mówiła, ów człowiek, śród pyłu drogi leżący, dźwignął się na kolana.
— I jakiż to zły duch kazał ci mnie o niego zapytać? — mówił głosem, dzikiej rozpaczy pełnym. — Widzisz przecie, że się śród kurzu drogi tarzam, by jeno stratowanym zostać? Zali nie dość ci tego? A ty przychodzisz jeszcze i pytasz, com z nim uczynił!
— Nie wiem, co mi wyrzucasz — rzekła niewiasta. — Toż wiedzieć tylko chciałam, gdzie Mistrz twój przebywa.
A gdy powtórzyła pytanie, porwał się człowiek ów i palcami rąk swoich uszy sobie zasłonił.
— Biada ci, iż mi nie chcesz dać umrzeć w pokoju! — zawołał.
I uczynił sobie drogę między ludem, który się u bramy kupił i z dzikim rykiem przerażenia uchodzić począł, a poszarpana jego odzież wiła się nad nim, niby czarne skrzydła.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.
— 109 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/8/8c/Selma_Lagerl%C3%B6f_-_Legendy_o_Chrystusie_%28t%C5%82um._Markowska%29.djvu/page113-1024px-Selma_Lagerl%C3%B6f_-_Legendy_o_Chrystusie_%28t%C5%82um._Markowska%29.djvu.jpg)