Przejdź do zawartości

Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wroga, — widział krwawe utarczki i bitwy zacięte, szturmy warownych grodów i mężną obronę, orły rzymskie, połyskujące w powietrzu...
To było życie!
— Wojna! wojna — grzmiało mu w duszy. — Spragniony jestem głosu trąb miedzianych i błysku broni i szczęku żelaza, widoku krwi i jęków i krzyków tryumfu!
Właśnie wprost bramy miejskiej rozciągało się obszerne pole, całe pokryte liliami. Żołnierz widział je co dzień, ale nie przyszło mu na myśl, żeby to miało być piękne. — Niekiedy spostrzegał nawet, jak ludzie stawali na drodze, aby podziwiać piękność cudnych kwiatów, ale wtedy dziwił się tylko, jak można stać i patrzeć na taką nędzną łąkę.
— Ha — myślał sobie — alboż tacy ludzie mogą wiedzieć, co jest piękne?
A kiedy tak pomyślał, znikały mu z oczu oliwne gaje i pola zielone, otaczające Betleem dokoła, a widział znowu gorącą pustynię, spaloną żarem słońca, i legion żołnierzy, idących szeregami po żółtym, niby w ogniu rozpalonym pia-