dziecko opuścił, lecz on ani słyszeć o tem nie chciał. Wówczas wyszła pewnej nocy ze swej kryjówki i rzuciła się z dzieckiem do wody w tej myśli, że o ile nie będą już żyli, mąż ucieknie i siebie ocali. Lecz dziecko, dostawszy się do zimnej wody, tak głośno krzyczeć zaczęło, że się Lasse-kramarz obudził. Wyratował ich oboje, ale maleństwo całą noc z przestrachu krzyczało. Głos dziecka szedł ponad wodą daleko i przywołał szlachetną opiekunkę, która wypatrując nieszczęśliwych właśnie na jeziorze się znajdowała.
Tak długo, nim pani Lucja miała jeszcze dary do rozporządzenia, pływała wzdłuż jeziora Vänern i w czasie tej podróży była wesoła i pełna otuchy, jak nigdy przedtem. Niema bowiem nic bardziej przygniatającego nad ospałość i bezczynność, gdy słyszymy o nieszczęściu innych, natomiast największe szczęście i błogi spokój owłada każdym, co w pewnej mierze stara się mu zapobiedz. Taką ulgę i radość bez najmniejszego przeczucia, że spotkać ją może coś złego, odczuwała ona jeszcze po powrocie do Börtsholmu, w przeddzień Świętej Lucji. Przy wieczerzy, składającej się tylko z kilku dzbanów mleka, rozmawiała ze swymi towarzyszami podróży o pięknej wycieczce jaką odbyli i wszyscy przyznali, że nigdy przedtem nie przeżywali dni tak pełnych radości.
„Ale czeka nas teraz gorący czas“, ciągnęła dalej. „Jutro nie możemy obchodzić dnia Świętej Łucji ucztowaniem. Musimy się zająć
Strona:Selma Lagerlöf - Legenda na dzień Świętej Łucji.pdf/23
Ta strona została uwierzytelniona.