Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciele brali ich za ręce i pomagali im wchodzić na wzgórze. Ci jednak, którzy mieli się najgorzej, musieli iść sami; było z nimi tak źle, i nie czuł się nikt na siłach pomagać im.
Całkiem z tylu szła siedmnastoletnia dziewczyna. Ona jedna wyglądała młodo, wszyscy inni byli starzy lub w średnim wieku. Gdy Gertruda ujrzała młodą dziewczynę, sformułowała szybko w duszy przypuszczenie, że z pewnością doznała wielkiego nieszczęścia i dlatego było jej w domu życie nieznośne. Może i ona zasmucona ujrzała w lesie zbliżającego się ku niej Jezusa, może i jej poradził On, aby wyjechała do Palestyny.
Młoda pielgrzymka była bardzo znużona i cierpiąca. Była delikatnie zbudowana a grube, ciężkie suknie, a przedewszystkiem ciężkie buty, które miała na sobie, tak samo, jak inne kobiety, ciążyły jej niezmiernie. Chwiejąc się, postąpiła jeszcze kilka kroków, i zatrzymała się ażeby zaczerpnąć oddechu. Lecz gdy tak nieruchomo stanęła w pośród ulicy, była w wielkiem niebezpieczeństwie, być pchnięta przez wielbłąda, lub przejechaną przez wóz.
Gertruda czuła w sobie nieprzeparty pociąg pospieszenia z pomocą chorej. Nie namyślając się długo, zbliżyła się do niej, objęła ją ramieniem i pokazała jej jak się ma oprzeć, aby znalazła podporę. Dziewczyna spojrzała tępym wzrokiem.