Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A gdy przypomniał sobie, że nie będzie mógł brać udziału w odbudowaniu prawdziwego chrześcianstwa, pocieszał się tem, że jest wielu ludzi godniejszych niż on, i że nie wielka to będzie szkoda, jeżeli człowiek tak głupi i prosty jak on, opuści kolonię.
Najbardziej jednak wzdrygał się Bo przed tą chwilą, kiedy przyjdzie mu stanąć przed gminą i oświadczyć jej, iż ma zamiar powrócić do domu. Zgroza przejmowała go na myśl, że pani Gordon i stara miss Hoggs i piękna miss Young i Hellgum i jego kuzynki, wszyscy ci, którzy mieli tylko na myśli służyć sprawie Bożej, będą nań patrzyli jak na człowieka niegodnego.
A cóż powiedziałby sam Pan Bóg w niebie o jego ucieczce? Straszna rzecz, gdyby Bo miał stracić swe zbawienie, gdyby opuścił wielką sprawę.
Z każdym dniem Bo czuł się bardziej niepewnym i bezradnym. Widział teraz jaki błąd popełnił, zatrzymując pieniądze, dane mu przez matkę. Gdyby teraz nie był miał pasa, nie byłby tem samem miał pieniędzy na podróż i nie byłaby nań przyszła ta ciężka pokusa.
W tym czasie koloniści mieli wielkie wydatki po części skutkiem przeprowadzenia się, a częścią z powodu procesu, który prowadzili w Ameryce.
Było też w Jerozolimie wiele ubogich ludzi,