Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
się obawiać spojrzeć w twarz ludziom uczciwym.

Nigdy przedtem nie przyszło mu na myśl, że mógłby żonę swą nienawidzieć, ale w tej chwili zdawało mu się, że tak jest w istocie. Wrotce jednak zaczął myśleć o czem innem. Weszło dwóch ludzi do izby przyległej. Widzieli oni zapewne zajeżdżających przed gospodę małżonków i zaczęli o nich rozmowę. Ściany zaś w gospodzie były tego rodzaju, że małżonkowie rozumieli każde słowo z tego, co mówiono w drugim pokoju.
„Ciekaw jestem, jak oni ze sobą żyją?u rzekł jeden z nich.
„Nigdy nie myślałem, że Barbara, córka Svena, dostanie męża“, rzekł drugi.
„Pamiętam jeszcze jak się kochała w Stigu Börjesonie, który przed trzema czy czterema laty był parobkiem na dworze Bergera.“
Gdy kobieta słyszała, że ci ludzie mówią o niej, rzekła z pospiechem: „Czy nie czas jeszcze do odjazdu?“ Ale mąż sądził, że nieprzyjemnie byłoby, gdyby ci ludzie obcy dowiedzieli się, że oni oboje siedzieli tu i podsłuchiwali, i wołał zostać aż do odejścia tych ludzi.

Lecz oni tymczasem mówili dalej o jego żonie. „Stig Börjeson był biedakiem i Berger