Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciom zgromadzonym dokoła Fleta i spostrzegła, ze zbladły ze strachu.
„Nie opowiadaj im tych historyi z duchami Flecie“, rzekła surowo. „Opowiedz im raczej coś pożytecznego i pouczającego“.
Stary zastanawiał się przez chwilę i rzekł:
„Opowiem im, co mi raz moja matka mówiła, chcąc mnie pouczyć, abym się obchodził po ludzku z zwierzętami“.
„Tak, to dobrze“, rzekła Marta oddalając się, Ingmar zaś został i przysłuchiwał się.
„U nas w Dalarne“, począł mówić Flet, jest chata chałupnika, która nazywa się „wzgórze troski“, a to dlatego, ponieważ mieszkał tam raz człowiek bardzo zły.
Ledwie Flet wyrzekł te słowa, gdy Ingmar zbliżył się, aby lepiej słyszeć.
„Był to człowiek zajmujący się handlem koni“, mówił dalej Flet, jeśdził z jarmarku na jarmark, aby zamieniać konie, i przytem obchodził się bardzo źle z zwierzętami. Koniom, które miały kołowaciznę, malował czoła na biało, aby ich nie poznano, a czasem dał starej szkapie coś do zjedzenia, aby wyglądała dobrze wtedy, kiedy miał ją sprzedać. Najgorzej jednak obchodził się z końmi, gdy je objeżdżał dla próby. Wtedy wpadał w prawdziwy szał; bił i tłukł co siły, tak, że biedne zwierzęta miały grzbiet pokale-