Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy Karina to usłyszała, wpadła w złość. Kilka czerwonych plam wystąpiło jej na policzki, i uważała to za arogancyę ze strony Hellguma, sądzić, iż zesłał na nią chorobę, ażeby jemu dać sposobność dokonania cudu.
Kaznodzieja wstał i położył rękę na jej głowie. „Czy chcesz, abym się modlił za ciebie?“ zapytał. W tej chwili Karina uczuła, że jakiś prąd zdrowia i życia przeniknął jej ciało, ale gniewało ją natręctwo Hellguma, więc gwałtownie odrzuciła jego rękę i podniosła ramię, jak gdyby chciała go uderzyć, słów w pospiechu nie umiała wydobyć.
Hellgum cofnął się do drzwi. »Nie wolno odrzucać, co Bóg komuś zseła“. rzekł. — „Nie — odpowiedziała Karina — „co Bóg zseła, to przyjąć musimy“.
»Powiadam ci, że dziś na dom ten spadnie łaska Boża“, rzekł Hellgum. Karina nic nie odpodziała. „Pomyśl o mnie, gdy będziesz uratowaną“, rzekł Hellgum wychodząc.
Karina siedziała prosto w krześle. Czerwone plamy długo jeszcze paliły jej policzki. Była bardzo rozgniewana. „Czyż nie mogę mieć spokoju nawet w własnym domu!“ myślała. „Straszna to rzecz, ilu to ludziom zdaje się, że są od Boga powołani“.
W tem nagle spostrzegła, że mała jej dziecina powstała z ziemi i przyczołgała się do ogni-