Strona:Słowa we krwi.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PODRÓŻ


Jechał wielkim, głbiącym oceanem
Długie, długie tygodnie,
Wielka burza przeszła orkanem,
Potem było już cicho i pogodnie.

Jechał wodą gęstą i głbiącą,
Aż do portu wesołego dobił.
Wyszedł na ziemię, pachnącą gorąco:
„Co ja tu będę robił?“

Opadli go czarni chłopcy,
Krzycząc, że odniosą walizki,
Wszyscy byli jednakowo obcy,
Lecz ten, który wziął bagaż, — był bliski.

Poszedł za nim, za tym jedynym,
Do białego hotelu,
Teraz był starego portjera synem,
Chciał zapłakać: „Ojcze i przyjacielu!“