Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w szkółce gminnej, gdzie grano w bile. Prócz tego (podaję tu tylko garść określeń z całego mnóstwa) jest płaskim błaznem o miękkim pysku, „wstrętnym śmierdzielem“, chorążym z brzuchem z galarety (to już był pomysł Stalky’ego) i jeszcze wielu innemi rzeczami, których przytaczać nie wypada.
Ochotnicy korpusu kadeckiego zebrali się w poniedziałek, przygnębieni i zawstydzeni. Jednakże nawet wówczas dzięki rozumnemu milczeniu można było uniknąć ostateczności.
Ale Foxy nie wytrzymał i palnął:
— Po tej pięknej mowie, jakąście panowie przedwczoraj słyszeli, powinniście zabrać się do ćwiczeń ze zdwojoną pilnością. Teraz już koniecznie trzeba będzie wyjść z sali na otwarte pole.
— Nie może się bez tego obejść, Foxy?
Pieszczotliwa, jedwabista intonacja głosu Stalky’ego powinna go była ostrzec. — Nie, zwłaszcza kiedy nam tak wspaniałomyślnie darował tę flagę. Wyjeżdżając rano, powiedział mi, że nie ma nic przeciw temu, żeby jej korpus używał, jak swojej. Piękna flaga.
Stalky w martwem milczeniu postawił karabin na swojem miejscu w stojakach i wystąpił z szeregu. Hogan i Ansell poszli za jego przykładem.
Perowne wahał się.
— Słuchaj, możebyśmy… — zaczął.