Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tylko nie tak nagle, bardzo proszę. Tu ja komenderuję. W lewo — zwrot! Wolnym krokiem — marsz!
Dwudziestu pięciu wiecznie spóźniających się marudów, wytrawnych, starych grzeszników, pomaszerowało gęsiego na salę gimnastyczną.
— Spo — kojnie, bez hałasu — wziąć — ciążki; spo — kojnie wrć — cić naaa — swoje miej — sca! Spokojnie: Odlicz się. Numery nieparzyste: Wystąp. Numery parzyste pozostają na miejscu. Tak. Teraz: Pochyl się naprzód — raz — dwaaa...
Ciążki podnosiły się i opadały, zderzały się i rozlatywały się, jak jeden. Chłopcy mieli w tem trudnem ćwiczeniu wprawę.
— Bardzo dobrze. Będzie mi naprawdę przykro, gdy który z was znowu zacznie być punktualnym. Spo — kojnie po — ło — żyć ciążki na miejscu. Spróbujemy trochę zwykłej mustry.
— Co za nudy! Na pamięć już umiem tę mustrę!
— Byłby wstyd, gdybyś jej pan nie umiał, panie Corkran! A mimo to nie jest to bynajmniej tak łatwa rzecz, jak się zdaje.
— Załóżmy się o szylinga, Foxy, że potrafię tak samo dobrze poprowadzić oddział jak i wy.
— Potem zobaczymy. A teraz spróbujcie sobie wyobrazić, że nie jesteście wcale jakiemiś tam wiecznie spóźniającemi się marudami, lecz pół kompanją