Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawdy jeszcze jeździł na wielkich dereszach, a gdy siedział w siodle, bywał podobien małemu siwemu kobuzowi. Gdy Hugon, rezydujący nieopodal w Dallington, posłyszał o mem postanowieniu, przywołał mego drugiego syna, którego jako człek bezżenny za syna swego zawdy uważał, i za zezwoleniem De Aquili oddał mu w zarząd swoje dworzyszcze aż do czasu, pókiby sam nie powrócił. To uczyniwszy, Hugon przyłączył się do mej wyprawy.
— Kiedy to się stało? — zapytał Dan.
— Mogę wam na to odpowiedzieć dokładnie co do dnia i miesiąca, bo gdyśmy jechali samotrzeć z De Aquilą przez włości Pevensey’u (podobno wam wspominałem, że był on panem na Peveusey’u i miał orła w herbie?), gdyśmy więc jechali, zdążając do przystani, gdzie stał okręt z Bordeaux, przywożący mu corocznie wina francuskie, jakowyś prosty chłop zabiegł nam drogę, wołając, iż widział wielkiego kozła, który niósł na grzbiecie ciało króla naszego, i że ten kozieł przemówił do niego ludzkim głosem. W tymże dniu król nasz miłościw, Rudy Wilem, syn Wilema Zdobywcy, zginął od zdradzieckiej strzały podczas łowów w boru. „Złe to wydarzenie“, rzecze De Aquila, „niedobrą ono jest dla nas wróżbą na początku wyprawy. Jeżeli Wilem Rudy nie żyje, to pewno mi przyjdzie bój toczyć o moje posiadłości. Ostańcie jeszcze trochę.“
— Jam nie dbał o żadne złe znaki i wróżby, odkąd zmarła mi moja pani i małżonka. Hugon również na takie rzeczy nie zważał. Wsiedliśmy