Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

onby już po dwakroć puścił z dymem wasze siedlisko!”
— „Gdyby to mnie człek jakiś zarzucił powróz na szyję” — ona mi na to, „spaliłabym po trzykroć jego domostwo i nie wdawałabym się w żadne układy.“
— „Tak, ale człekiem tym była niewiasta...“ — odrzekłem, śmiejąc się. Ona rozpłakała się i jęła się skarżyć, iż urągam jej niewoli.
— „Miłościwa pani“, — rzekłem na to, „niemasz niewolników w tej tu dolinie, jeno jeden... a nie jest-ci on Sasem.”
— Rozgniewały ją te słowa, przeto jęła mnie lżyć i przezywać normandzkim opryszkiem, co zakradł się tu z kłamstwem na ustach, by mamić ją słodkiemi słowy, a w rzeczy samej wygnać ją z torbami... Wygnać ją! Przebóg! Toć ona nawet nie przyjrzała się okropnościom wojny! Uniosłem się gniewem i odpowiedziałem: „Wszystkiemu temu kłam zadać potrafię, boć przysięgnę“ i wsparłem ręce na głowicy miecza na znak przysięgi, „że moja noga nie postanie w tej oto świetlicy, póki pani Aelueva sama mnie tu nie zawezwie.“
— Oddaliła się, nie mówiąc ni słowa; wyszedłem z dworu niezwłocznie, a za mną powlókł się Hugon, pogwizdując smętnie wedle obyczaju Anglików. Pode dworem obaczyliśmy owych trzech Sasów, co tu trzymali mnie w łykach przez noc zeszłą; teraz oni skolei byli powiązani przez moją drużynę, a za niemi stało z jakich