Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Indyan, i oblepione afiszami przez istoty niższego od Indyan gatunku.
Dopłynęliśmy do Dalles, stolicy okręgu, zajmującego się chowem owiec i produkcyą wełny. Amerykanin, przyjeżdżając do nieznanej miejscowości, uważa za obowiązek zwiedzić ją dokładnie. „Kalifornia“ przerzucił paltot przez ramię, z ruchem człowieka przyzwyczajonego do pieszych wędrówek, i o ósmej wieczorem poszliśmy zwiedzać Dalles. Słońce jeszcze nie zaszło i mieliśmy przed sobą całą godzinę dnia. Zdawało się, że każdy mieszkaniec posiada tu własny dom i własny kościół. Młodzieńcy przechadzali się z pannami, starsi siedzieli na schodach, nie na frontowych, wiodących do starannie pozamykanych bawialni, lecz na bocznych, lub rozpinali brzoskwinie, zbierali wiśnie. Zapach siana dolatywał, a w ciszy rozlegały się dzwonki bydła, idącego przez pola, zasypane lawą. „Kalifornia“ przeklinał drewniane chodniki, krytykując głośno kwiaty i sposób rozpinania drzew brzoskwiniowych, a o przechodzących pannach i młodzieńcach opowiadał przeróżne historye. Zdawało mi się, że znam ich wszystkich oddawna, tak żywo mnie obchodziły ich losy. Dwie kobiety stały przy bramie i rozmawiały; mijając je, usłyszałem: „spódnica“ i znów „spódnica,“ a potem: „przyślę ci formy.“ Rozmawiały o strojach. W zmroku natknęliśmy się na młodą parę i obiło mi się o uszy: „Kiedyż się zobaczymy?“ I zrozumiałem, że dla zakochanego serca taka mała mieścina może się niekiedy wydawać tak rozległą, jak Londyn, a tak trudną do przebycia, jak nieprzyjacielski obóz. Potem za-