Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wstałyby przeciwko niemu i utłukły go na miazgę. I nie byłoby Japonii, ani Japończyków.
Yokohama nie jest miejscem odpowiedniem do skupienia myśli. Ocean Spokojny puka do twoich drzwi, japońskie i amerykańskie statki wojenne zwracają uwagę, na kurytarzach hotelu spotykasz hiszpańskich jenerałów, lśniących od złota, a sklepy pochłaniają cię do reszty. Na dobitkę, w chwili, gdy zamierzałem wyzwolić się od wpływów zewnętrznych i skupić ducha, wszedł do mnie czarujący człowiek włóczący się po świecie dla przyjemności i kompletowania swoich zbiorów. I w pięć minut potem uprowadził mnie ze świata gadatliwych, kręcących się ludzi w świat cichy i spokojny, gdzie ludzie przepędzają całe tygodnie na przypatrywaniu się bronzom, i oddaliby całą Japonię za gardę od miecza zrobioną przez wielkiego artystę, i — są straszliwie oszukiwani...
— Kto jest obecnie najznakomitszym artystą w Japonii? — zapytałem.
— Umarł niedawno w Tokio, a niema zastępcy. Nazywał się K. i niepodobna było skłonić go do pracy inaczej, jak po pijanemu. Pokażę panu gardę od miecza, zrobioną według jego rysunku. Cały czas marnował na rysunki dla przyjaciół; gdyby był trzymał się wyłącznie malarstwa, byłby dwa razy tyle zostawił. Potrafił on wyrazić, uwidocznić wszystkie złe myśli, przechodzące przez głowę kruka (a kruk w Japonii jest krewnym szatana), i to na rysunku