Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie gotowa! Zaczekaj troszkę! Zachowujcie się bardzo spokojnie wszyscy troje! Uderzę na was, gdy się ruszycie... ale i gdy się nie ruszycie. O nierozsądni ludziska, którzyście zabili mego Naga!
Teodorek wlepił wzrok w ojca, a ojciec nie zdobył się na nic więcej, jak tylko na to, by szepnąć:
— Siedź spokojnie, Todziu! Nie ruszaj się! Spokojnie, Todziu!
W tejże chwili nadbiegł Rikki-Tikki i krzyknął:
— Wtył zwrot, Nagaino! Front do mnie... i broń się!
— Na wszystko przyjdzie kolej! — odpowiedziała wężycha, nie odwracając oczu. — Zaraz załatwię porachunki z wami wszystkimi! Przypatrz się swoim przyjaciołom, Rikki-Tikki: oto struchleli przede mną, zamilkli i pobladli... i nie śmieją nawet się poruszyć. Jeżeli przystąpisz choć o krok bliżej, rzucę się na nich!
— A ty popatrz, co się dzieje z jajkami na grzędzie melonów pod murem! Idź i popatrz, Nagaino!
Nagaina zerknęła poza siebie i ujrzała jaje, leżące na werandzie.
— Och! Oddaj mi je zaraz! — syknęła.
Rikki-Tikki osłonił jaje przedniemi łapami, a oczy krwią mu nabiegły.
— Oho! Darmo nie oddam! A na ile oceniasz to jaje?... tę młodą kobrę... ostatnią nadzieję królewskiego rodu okularników?... Tak, ostatnią! Resztę twego potomstwa właśnie w tej chwili po-