Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podobne jest do Domu Cudów. A gdzie moje łóżko?
Lurgan Sahib wskazał mu materac miejscowego wyrobu, leżący w kącie pokoju przy odrażających maskach, zabrał ze sobą lampę i wyszedł, zostawiając pokój w ciemnościach.
— Czy to był Sahib Lurgan? — zapytał Kim, zabierając się do drzemki.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Słyszał jednak oddech hinduskiego chłopca i, kierując się tym odgłosem, przypełznął doń po podłodze, poczem wymierzył kilka szturchańców w ciemności, krzycząc:
— Odpowiadaj, djable! Czy tak się to masz zachowywać wobec Sahiba?
Zdawało mu się, że z ciemności doleciało go echo chichotu. Nie mógł to być śmiech jego towarzysza o miękkiem jak aksamit ciałku, ten bowiem płakał, więc Kim podniósł głos i zawołał:
— Sahibie Lurgan! O, Sahibie Lurgan! Czy to twój rozkaz sprawia, że sługa twój nie chce ze mną rozmawiać?
— Tak, to rozkaz — brzmiała odpowiedź, którą Kim usłyszał nagłe z tyłu, poza sobą, tak że aż się przestraszył.
— Dobrze więc. Ale pamiętaj — mruknął, wsuwając się z powrotem na posłanie, — że obiję cię nazajutrz. Nie cierpię Hindusów.
Niewesoła to była noc. Pokój przepełniony był jakiemiś głosami i dźwiękami. Dwa razy zbudził ktoś Kima, wołając go po imieniu. Za drugim razem Kim wstał i zaczął poszukiwania sprawcy i uderzył nosem o skrzynkę, która mówiła ludzkim językiem, lecz nie ludzkim głosem. Wydało mu się, że kończyła się trąbką z cyny i zdawała się być połączona cienkiemi drucikami z mniejszą skrzynką,

—   8   —